Od wtorku jestem na diecie wojownika. Miałem zacząć jakoś tydzień temu ale moje ciało broniło się jak mogło, więc postanowiłem przeczekać. Po krótce czym jest "Dieta Wojownika" i jak działa. Opiera się ona na dwóch fazach dziennych. Pierwsza z nich polega na niedojadaniu, poszczeniu czy też głodówce, z tym że nie jest to typowa głodówka oparta tylko na wodzie. Pościmy umiarkowanie to znaczy dozwolone są owoce, warzywa oraz świeżo wyciśnięte soki no i oczywiście woda. Spożywamy je wtedy kiedy czujemy głód do momentu kiedy go zaspokoimy( co nie znaczy że jemy kilo marchwi na raz, co spowoduje tylko rozwolnienie). Postępujemy tak przez cały dzień aż do godzin wieczornych.
I teraz napiszę coś co zaskoczy niejedną osobę. Druga faza która zaczyna się "po zmroku" nazywa się "fazą uczty". Znaczy to mniej więcej tyle ze możemy jeść w tej fazie tyle ile chcemy i czego chcemy. Dozwolone są wszystkie grupy pokarmów. Posiłki powinny zawierać jak najwięcej zapachów, kolorów i smaków. Wszystko po to żebyśmy czuli się zaspokojeni.Osobiście uważam że jest to jedna z lepszych diet. Podczas pierwszej fazy oczyszczamy organizm oraz witaminizujemy go owocami i warzywami w umiarkowanej ilości. Podczas drugiej fazy zaspokajamy poczucie głodu i rekompensujemy sobie cały przeszły dzień. Tak więc polecam.
Oczywiście mój opis jest mocno uproszczony. Żeby dokładnie zapoznać się z koncepcją DW polecam książkę autora diety Ori Hofmeklera "Warrior Diet".
Co do dzisiejszego treningu..
Zerwałem sobie skórę z wnętrza dłoni przy wykonywaniu rwań 40 kg odważnikiem. Użyłem magnezji wspinaczkowej( bo tylko taką posiadam) żeby zmniejszyć poślizg na rączce.
Niestety nie nadaję się ona kompletnie do treningu ,gdyż przy wykonywaniu ćwiczeń doznaje się uczucia jakby ktoś tarł ci skórę papierem ściernym.Tak więc pamiętajcie jest różnica pomiędzy magnezją do wspinaczki a tą używaną w siłowni.
Tak więc postanowiłem dzisiaj pobiegać. Nie robiłem tego od około roku więc byłem ciekawy co się będzie działo.
Trening:
JM
Bieg 20 min - około 4 km średnim tempem
Lekki streching na koniec
Tak jak podejrzewałem nie było żadnych problemów. Muszę nawet przyznać że po raz pierwszy w życiu bieganie sprawiło mi przyjemność. Mimo tego że było duszno i gorąco nie miałem żadnych problemów z oddechem. Był równy i płytki a serce utrzymywało stały rytm.
Tak więc dla tych wszystkich dla których bieganie kojarzy się tylko z cierpieniem a którzy chcą mieć dobrą wytrzymałość sercowo naczyniową( z różnych powodów), dziś oficjalnie obaliłem mit że mogą to osiągnąć tylko przez bieganie czy pływanie..
Zainwestujcie w odważniki sportowe! No i w odpowiedniego instruktora..;)
czwartek, 30 kwietnia 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
siemanko Kamil,jesli znajdziesz chwilke czasu pod koniec maja to podrzuce Ci pudeleczko dobrej magnezji chociaz nie mam porownania-nie uzywalem tej do wspinaczki,przy okazj popracowalbym nad snatchem i przysiadem,glod wiedzy domaga sie zaspokojenia:-)
OdpowiedzUsuń